Stała
przed miłością swojego życia, czując jak z każdym słowem,
które wypowiadała, traci kawałek siebie. Z dziwnym spokojem,
szepnęła 'Dobrze, że nie wiesz co dzieje się ze mną w nocy,
dobrze, że nie przeżywasz tego tak, jak ja, że śpisz i uśmiechasz
się bez krzty świadomości, że jest to sztuczne.' Zmarszczył
brwi, jakby nie rozumiał ani jednego słowa. 'Wiedziałeś, że nie
przetrwamy, prawda? Od samego początku o tym wiedziałeś. A mimo to
pozwoliłeś mi uwierzyć w to, że spełnia się Everest moich
marzeń.' Ciągnęła wolno, zmęczona już emocjami. Dotknął jej
podbródka, by móc spojrzeć jej w oczy. 'Ale ja wierzyłem.'
Mruknął. 'Zawsze wierzyłem w to, że to Ty będziesz 'magikiem'
mojego świata.' Przymknął powieki. 'Dawno temu nauczyłem się
uciekać. I obiecuję, że jeśli kiedyś wśród biegu wiatru
usłyszę Twoje kroki, to się nie zawaham i będę szedł z Tobą
ramię w ramię. Ale nie dziś i nie jutro.' Przybliżył się do
niej znacząco. 'Słyszę Twoje serce. Lubię, kiedy tak szybko
bije.' Uśmiechnął się i zagryzł wargi. 'Patrzysz na mnie ze
łzami w oczach. A co jeśli poproszę Cię, żebyś się
uśmiechnęła?' Zapytał i musnął ustami jej usta. 'Proszę.'
mruknął i sprawił, że świat dziewczyny znów lawirował nad
przepaścią. 'A co jeśli nigdy już nie będziemy szli krok w
krok?' Zapytała na wdechu, jakby była to wizja końca jej świata.
Uśmiechnął się kojąco. 'Przecież miłość zawsze odnajdzie
swój bieg.' Szepnął, układając usta w smutnym, tęskniącym
uśmiechu.